Ambitne plany

Lubię spędzać aktywnie weekendy. Może nie wszystkie, ale znaczną część, dlatego, że czuję taką wewnętrzną potrzebę. Jednakże od kiedy zawisła nad nami groźba kolejnego lockdownu, czuję wręcz  presję. 

Weekend sprzed prawie dwóch tygodni nie nadawał się na podróże, ani w ogóle na wyjścia z domu. Być może skusiłby się jakiś pieseł z rodzaju miłośników wody wszelakiej, ale nie ja. Jak dla mnie było zbyt deszczowo. Pogoda sprzyjająca przeziębieniom i zastanawianiu się czy to przeziębienie czy covid. Ryzyko w sytuacji konsultacji telefonicznych z lekarzami rodzinnymi i braku miejsc w szpitalach. Poprzedni weekend za to był wspaniały, choć rześki, żeby nie powiedzieć chłodny. Wybrałam się ze znajomymi w górki. Okazało się jednak, że ten kierunek wybrało bardzo dużo osób. Mimo, że górki z tych mniej obleganych (zazwyczaj), to tym razem na szlakach był tłok. Podobnie w schronisku. 

Aktywne plany miałam także na jutro. Wahałam się jeszcze czy wybrać się znów w góry czy na rower. Rower mnie kusi, bo bliżej, ale za to chłodno. Góry - wiadomo, prawie zawsze to dobry wybór. Nie ma padać, więc niby ok. 

Problem polega na tym, że od wczoraj źle się czuję. Albo mam migrenę, albo boli mnie głowa i niezależnie mam problemy żołądkowe. Covida nie mogłam złapać na szlaku, bo za mało czasu od wycieczki do wystąpienia objawów. Co nie znaczy, że nie mogłam go złapać wcześniej. Staram się izolować i w ogóle przestrzegać zasad maseczkowo-dezynfekcyjnych, ale pewności nikt nie ma. Mogłam się też przeziębić. Bez względu na przyczynę, obawiam się, że jutrzejszy dzień spędzę w domu pod kocykiem :( 

Tak to moje ambitne plany tym razem mogę włożyć między bajki. Czy jak to się tam mówi...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jazda na trzeciego

Przeciw ograniczeniom prędkości

Restart głowy