Przeciw ograniczeniom prędkości

Od jakiegoś czasu kierowcy w naszej okolicy znaleźli inny sposób buntu przeciw ograniczeniom prędkości. W sumie nie tylko prędkości. Już zwykłe wciśnięcie pedału gazu nie wystarcza. Teraz przyszła kolej na "atak" na znaki drogowe. Dla przykładu: po co ograniczenie do 30 km/h na drodze uważanej przez mieszkańców za deptak? Deptak w sensie: droga, po której spaceruje wiele osób, gdzie dzieci uczą się jeździć na rowerach albo na rolkach, gdzie dużo osób po prostu przechodzi i gdzie nie ma chodnika. Ograniczenie prędkości wygląda tam tak:


Takich przykładów jest więcej. Grunt, żeby bezkarnie można było przejechać szybciej. A że się innym przeszkadza... Kogo to obchodzi. Podobnie, kierowcy ciężarówek, chronicznie rozwalają bramki z ograniczeniem wysokości, postawione po to, żeby na tereny de facto strefy zamieszkania nie wjeżdżały tiry skracając sobie drogę.

Niedawno, na jednej z grup na fb, kobieta ostrzegała kierowców przed policją stojącą na wjeździe do naszej miejscowości. Z innego postu wyszło, że mieszka tu i wkurza się na przekraczanie prędkości na swojej uliczce osiedlowej, ale jednak na bezpieczeństwie w pobliżu domu innych współmieszkańców już jej nie zależy... Kiedy ktoś zwrócił jej uwagę i napisał, że przez takiego, któremu się spieszyło jeździ teraz na wózku, w zasadzie się nie przejęła. Napisała, że jej przykro, ale i tak będzie ostrzegać, żeby ludzie niepotrzebnie nie płacili mandatów. Kompletnie nie ogarnia, że to nie jest "niepotrzebnie" i "bez powodu".

Cóż można rzec. Wygląda na to, że dopóki nie doświadczy czegoś na własnej skórze, to się nie nauczy i szkoda w ogóle czasu na przekonywanie.

Ludzie, przestrzegajcie ograniczeń. Nie stoją tam z powodu czyjegoś widzimisię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jazda na trzeciego

Restart głowy