Ha

Ha, no to jestem aktualna... Dwie majówki już minęły od ostatniego wpisu, a ja nic. W czasie pierwszej wybraliśmy się do rodziny, bo się rozmarudzili, że dawno nas nie było. Pospacerowaliśmy po okolicy, zrobiliśmy grilla, spotkaliśmy się z dawno nie widzianymi kumplami i kumpelami; w podróż pociągiem się nie wybieraliśmy, ponoć na szczęście, bo większość tras była tak oblegana, że trzeba było się wciskać, a my już się chyba zbyt rozleniwiliśmy i takie stanie na korytarzu czy w przejściu nie bardzo nas bawi.


W drugi weekend za to byliśmy nad morzem :) Fajnie było i nie fajnie - fajnie bo zmiana klimatu i ten cudowny słony zapach... a nie fajnie, bo dość zimno i strasznie wietrznie. Nie odważyłam się kąpać, bo nogi drętwiały nawet od chodzenia na bosaka wzdłuż wybrzeża, a poza tym piaskiem ciągnęło nieźle. Szkoda, że nie wzięłam ze sobą starego roweru, z którego zastanawiałam się jak zedrzeć farbę, bo zostałby wypiaskowany do gołego metalu ;)


Niestety w czerwcu trzeba się obyć bez długich weekendów i pociągnąć w pracy aż do niemal końca lipca. A później: urlop, urlop, urlop :) Ale spokojnie, bez paniki, już wkrótce będzie jeszcze luźniej na drogach, choć i teraz już widać pewien postęp, ale to jeszcze nie to. W pracy też coraz większe wyciszenie i spokój. Miodzio :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jazda na trzeciego

Przeciw ograniczeniom prędkości

Restart głowy