Posty

Powikłania po covidzie

Mam kilku znajomych, którzy przechorowali covid. W większości chorowali w domu, choć kilkoro trafiło do szpitali. Co dziwne, tak mniej-więcej w 70-procentach mają jakieś powikłania. Na szczęście nie jest to nic zagrażającego życiu, ale wielu z nich ma problemy z pamięcią i koncentracją, a kilkoro z zawrotami głowy, polem widzenia i mroczkami. Zdarzają się także przypadki pogorszania kondycji, albo raczej większego zmęczenia przy ćwiczeniach czy - szerzej - aktywności takiej jak przed chorobą. Mam nadzieję, że kolejna fala nie stanie się faktem i że uda mi się - tak jak dotychczas - uniknąć zakażenia. Tym bardziej, że szef nie przewiduje powrotu do pracy w normalnym, przedpandemicznym systemie. Raczej długo potrwa jeszcze praca hybrydowa lub po prostu zdalna. A skoro można, to po co się narażać? Mi ten system odpowiada.

Szczepionki na covid

Od czasu do czasu, w tych rzadkich chwilach, kiedy naprawdę mi się nudzi, czytam sobie komentarze pod postami i artykułami, które uznam za kontrowersyjne. Oczywiście nie są kontrowersyjne dla mnie, ale dla pewnej grupy osób. Przyznam szczerze, że robię to trochę z masochizmu, bo tracę później wiarę w rozum ludzki. Takim tematem są na przykład szczepienia. Jest to zagadnienie, które rozpala głównie antyszczepionkowców. W artykułach opisywane są różne kwestie związane ze szczepieniami, a więc z zasady są one adresowane do osób, które chcą się szczepić lub się wahają, żeby poszerzyć ich wiedzę. Ale w komentarzach zawsze podniecają się antyszczepionkowi specjaliści, do których i tak żadne argumenty nie docierają, bo oni z założenia "wiedzą swoje".  I serio, po pierwszym zdaniu już widać, że biologię skończyli dawno temu i nie przykładali się do niej. Gdyby ich przepytać choćby z prostego tematu wirusów, z pominięciem genetyki, już nie byliby w stanie poprawnie odpowiedzieć, ale w

Życzenia świąteczne

Na pocieszenie, wiosna rzuciła nam cztery piękne, słoneczne, ciepłe dni. Spożytkowałam je na spacery i sprzątanie. Szkoda, że tak szybko mijają. Dziś ostatni z nich - od jutra ma być zimno. Ba, w nocy nawet mroźnie, a w górach ma znów sypnąć śniegiem. Oby to były ostatnie dni romansu wiosny z zimą, bo aktualna pogoda bardziej mi odpowiada niż ta ulubiona przez morsów.  Okres mamy przedświąteczny, albo i świąteczny, jeśli uznamy, że całe Triduum to święto. Życzę zatem Wam wszystkiego co najlepsze, dużo zdrowia - oby covid i inne choróbska omijały Was szerokim łukiem, dużo radości, powodów do uśmiechu, satysfakcji i spokojnej, stabilnej pracy. No i niezbyt mokrego Lanego Poniedziałku, bo zimno ;)

W lutym

Nie chciałabym zapeszać, ale covid jeszcze mnie nie dopadł, choć słyszałam opinie, że to kwestia czasu. Szczepienia, biorąc pod uwagę tempo akcji, raczej nie doczekam. Nie, żebym szykowała sobie trumienkę. Po prostu pandemia wcześniej się skończy i nie będzie potrzeby.  Gorzej, że przez to siedzenie w domu, spowodowane także byle jaką pogodą, strasznie przytyłam. I w dodatku, co bym nie robiła, nie udaje mi się schudnąć. Ba, nawet tendencję mam wciąż wzrostową. Nie da się w domu na tyle intensywnie ćwiczyć, żeby spalić sadełko. Przynajmniej ja nie potrafię. Mimo, że kiedyś mi się udawało. Wczoraj okazało się, że nie mieszczę się w ulubione spodnie :-O Wiosno, przybywaj. Potrzebuję systematycznych wypadów rowerowych, jazdy na rolkach. Dobrze, że chociaż styczeń mamy już za sobą. A skoro już luty, to trzeba szykować się do walentynek ;)

Ambitne plany

Lubię spędzać aktywnie weekendy. Może nie wszystkie, ale znaczną część, dlatego, że czuję taką wewnętrzną potrzebę. Jednakże od kiedy zawisła nad nami groźba kolejnego lockdownu, czuję wręcz  presję.  Weekend sprzed prawie dwóch tygodni nie nadawał się na podróże, ani w ogóle na wyjścia z domu. Być może skusiłby się jakiś pieseł z rodzaju miłośników wody wszelakiej, ale nie ja. Jak dla mnie było zbyt deszczowo. Pogoda sprzyjająca przeziębieniom i zastanawianiu się czy to przeziębienie czy covid. Ryzyko w sytuacji konsultacji telefonicznych z lekarzami rodzinnymi i braku miejsc w szpitalach. Poprzedni weekend za to był wspaniały, choć rześki, żeby nie powiedzieć chłodny. Wybrałam się ze znajomymi w górki. Okazało się jednak, że ten kierunek wybrało bardzo dużo osób. Mimo, że górki z tych mniej obleganych (zazwyczaj), to tym razem na szlakach był tłok. Podobnie w schronisku.  Aktywne plany miałam także na jutro. Wahałam się jeszcze czy wybrać się znów w góry czy na rower. Rower mnie kusi

Trudno być optymistką w czasach zarazy

Trudno być optymistką w czasach zarazy, choć staram się jak mogę. Nadrabiam zaległości, tzn. zabieram się za rzeczy, za które nie zabierałam się latami, tłumacząc się brakiem czasu. Teraz mam go aż nadto. Przede wszystkim czytam książki. Poza tym planuję przyszłe wycieczki. Sprawdzam miejsca, w które chciałabym pojechać i szukam atrakcji w ich okolicy.  Dzisiejsze dane epidemiologiczne nie brzmią optymistycznie. Choć na szczęście nie są tak tragiczne jak we Włoszech czy Hiszpanii, to jednak mamy ciągły wzrost zachorowań. Według ostatnich raportów mamy 2633 zakażonych i 45 osób zmarłych.  Od wczoraj rząd wprowadził też nowe obostrzenia: z domu można wychodzić tylko w pojedynkę, nieletni mają zakaz wychodzenia z domu bez opieki dorosłych, wprowadzono ograniczenie klientów w sklepach (do 3 osób na otwartą kasę + nakaz używania rękawiczek), a godziny między 10 a 12 są zastrzeżone dla seniorów. Zamknięto dalsze firmy m.in. hotele, zakłady kosmetyczne i fryzjerskie. Zakazano wstępu

Wszystkiego najlepszego z Niderlandów ;)

Na początku Nowego Roku życzę Wam wszystkiego najlepszego, czyli tak zwanego szczęśliwego nowego roku. Całego. Super byłoby składać takie życzenia z Niderlandów, czyli ze starego państwa o nowej nazwie. Niestety dopiero się o tej zmianie dowiedziałam, więc życzę w Polski.  Gdyby wiadomość dotarła do mnie 1 kwietnia na bank puściłabym ją dalej jako żart. A że dotarła dzisiaj, sprawdziłam i okazało się, że to prawda. O ile rozumiem chęć powrotu do starej nazwy państwa - mimo że wyglądało wtedy inaczej, o tyle śmieszą mnie powody. A są następujące: nazwa Niderlandy kojarzy się z wiatrakami i tulipanami, a Holandia - z narkotykami i prostytucją.  Hmm.... rozumiem względy marketingowe, ale obawiam się, że skoro Holandia vel Niderlandy nie pozbyły się problemu, to i postrzeganie Niderlandów się zmieni na holenderskie... I coś czuję, że sporo uczniów na geografii polegnie na Niderlandach ;)