Posty

Wyświetlam posty z etykietą Wszystko

Cieszę się latem

Wczoraj zauważyłam, że dzień zaczyna się już wyraźnie skracać. Niekomfortowe to trochę uczucie, kiedy człowiek nie nacieszył się jeszcze ciepłem i słońcem, a już dzień zmierza ku zimie. Za szybko, dużo za szybko. Nie mogę znaleźć sposobu na zwolnienie tego tempa. Mam za dużo zajęć, żeby czas nie uciekał tak szybko. Nim się człowiek obejrzy już się robi wieczór... Wczoraj wieczorem okazało się, że większość moich domowych kwiatów jednak nie lubi słonecznej pogody i nie regeneruje się na tarasie :( Bo wymyśliłam sobie ostatnio, że wystawię wszystkie kwiaty na taras, żeby sobie "pooddychały" i nacieszyły się słońcem, a jednocześnie stworzę taki fajny zielony zakątek. Tymczasem nawet grubosz i grudnik, które w końcu są spokrewnione z kaktusami (albo nawet do tej grupy należą; nie wiem dokładnie, nie jestem specjalistą botanikiem), nie przyjęły tego z entuzjazmem. Ich piękne zielone listki miejscami przebarwiły się na czerwonawo i żółtawo. Zamiokulkasowi w ogóle popaliło liście...

Ha

Ha, no to jestem aktualna... Dwie majówki już minęły od ostatniego wpisu, a ja nic. W czasie pierwszej wybraliśmy się do rodziny, bo się rozmarudzili, że dawno nas nie było. Pospacerowaliśmy po okolicy, zrobiliśmy grilla, spotkaliśmy się z dawno nie widzianymi kumplami i kumpelami; w podróż pociągiem się nie wybieraliśmy, ponoć na szczęście, bo większość tras była tak oblegana, że trzeba było się wciskać, a my już się chyba zbyt rozleniwiliśmy i takie stanie na korytarzu czy w przejściu nie bardzo nas bawi. W drugi weekend za to byliśmy nad morzem :) Fajnie było i nie fajnie - fajnie bo zmiana klimatu i ten cudowny słony zapach... a nie fajnie, bo dość zimno i strasznie wietrznie. Nie odważyłam się kąpać, bo nogi drętwiały nawet od chodzenia na bosaka wzdłuż wybrzeża, a poza tym piaskiem ciągnęło nieźle. Szkoda, że nie wzięłam ze sobą starego roweru, z którego zastanawiałam się jak zedrzeć farbę, bo zostałby wypiaskowany do gołego metalu ;) Niestety w czerwcu trzeba się obyć bez długic

Majówka

Ha, przyszły poniedziałek mamy wolny za niedzielę, a na środę, czwartek i piątek dostałam urlop :) Będę więc miała naprawdę długaśny majowy weekend :) W dodatku zapowiadają dość ładną pogodę, może nie rewelacyjną, przy której można by się poopalać wylegując na hamaku, ale cieplejszą niż obecne chłody syberyjskie. Wczoraj wybrałam się na spacer w swetrze i bluzie, bo kurtki zimowe już wyprałam i schowałam, i powiem szczerze: zmarzłam. A wracając do długiego weekendu, mam ochotę wybrać się gdzieś w Polskę. Mój mężczyzna kręcił nosem, że popłyniemy znowu z kasą, a on by miał ochotę na spędzenie czasu w domu i grillowanie z kumplami, ale powiedziałam, że wdrażamy plan oszczędnościowy, bo PKP ma promocję - 39 zł za bilet dla jednej osoby na cały weekend, więc samochód zostawiamy i przypominamy sobie stare czasy, kiedy to naszym środkiem komunikacji były pociągi ;) W dodatku przejrzałam rozkłady i okazało się, że obecnie pociąg pokonuje jedną z moich bardziej uczęszczanych ongiś tras w 58 mi

Ukwiecone drzewo

Z idów marcowych przeskakujemy niemal do idów kwietniowych i mamy zupełną zmianę pogody, a nawet więcej - pory roku :) Wczoraj widziałam drzewo, którego niestety nie byłam w stanie zidentyfikować, a które puszcza właśnie liście, wyglądające jak kwiaty. Całe drzewo jest obsypane takimi rozkwitającymi jasnozielonymi pąkami. Wygląda to przepięknie :) Szkoda tylko, że takie widoki są tak krótkotrwałe i ulotne. Wystarczy jeden dzień i już ich nie ma. Co nie znaczy, że później jest brzydko. Nie jest po prostu tak ładnie jak teraz. Inne drzewa kwitną tradycyjnie obsypując się białymi lub różowymi kwiatami. Wiosna ach to ty :)

Wróciła...

No to wróciła nam zima. Choć taka byle jaka, to jednak podobno w całej Polsce sypnęło śniegiem. U nas teraz się topi, ale rano było go całkiem sporo. W zasadzie tego się obawiałam, bo jakoś tak to już bywa, że jak nie ma porządnej zimy w zimie, to przychodzi wiosną, a przecież już za niecały tydzień rozpocznie się kalendarzowa wiosna. Dlaczego, dlaczego nie może być tak zgodnie z kalendarzem? Przecież teraz powinno być te 15-18 stopni, które bywało w styczniu. A tymczasem mam dylemat - i pewnie nie tylko ja - pod tytułem: myć okna na święta czy nie myć. Iście Szekspirowski problem, bo nie myć oznacza pewien dyskomfort związany z niedotrzymania tradycji (a tradycja w narodzie rzecz święta, choćby i związana ze sprzątaniem), a myć oznacza narażenie się na przeziębienie i frustrację jak następnego dnia deszcz albo śnieg z deszczem zniszczy dzieło ;) Póki co, wiosenny nastrój robią u mnie wiosenne kwiaty w wazonie i w doniczkach na parapecie. Tym na parapecie może za chwilę być za ciepło,

Ferie?

No to mamy ferie zimowe, które właściwie powoli się kończą. Dziecko wynudziło się w domu niemało, bo w górach śniegu nie ma, więc nie wysłałam go do dziadków na sanki - co za różnica gdzie się nudzi. Dziś Popielec, wypadałoby pójść do kościoła posypać głowę, ale jakoś mi się nie chce... Niby tradycja taka jest, żeby w tym dniu iść do kościoła, ale na liście świąt nakazanych, środy popielcowej nie ma... Wczoraj była ładna, słoneczna pogoda; nadal jest ciepło. Wybraliśmy się na spacer i idąc za dzieckiem zauważyłam, że tak jakoś nóżki koślawi. Kurcze, jakoś wcześniej tego nie widziałam, choć rzeczywiście piętki w butach nierówno ściera, ale ja też... Chyba mu kupię jakieś obuwie zdrowotne , z wkładkami, żeby mu naprostować te nóżki. W tym wieku jeszcze taka korekcja powinna się udać. Chyba. Może zresztą starym zwyczajem pomaluję mu stópki i każę łazić po kartce :) Zobaczymy co z tego będzie, poza oczywiście brudną podłogą, bo tego się nie uniknie ;) Może wystarczyłyby same wkładki ortope

Ciepło

No to mam w końcu nowy kalendarz na ścianę (piękny, z konikami) i w końcu wiem jaki dziś dzień ;) "Idzie luty, szykuj buty" - tak to było? Dodałbym: wiosenne, bo na jutro zapowiadają u nas 13 stopni C, co - gdyby nie to, że ziemia jeszcze zimna - kwalifikowałoby się nawet na baleriny :) I w dodatku nie ma padać, więc już się napaliłam na rolki. A co tam, pogoda odpowiednia, więc trzeba korzystać. Jakoś nie wierzę w to, żeby cały luty chciał być taki ciepły, bo zwykle to jednak zimny miesiąc. Z wielkim żalem rozebrałam dziś choinkę, przy okazji rujnując sobie ręce... Cóż tu by jeszcze napisać? A, już wiem, zaczęłam dziś czytać nową książkę. Tym razem "Krowę niebiańską" Chmielewskiej :) Jakoś tak sama wpadła mi w ręce po "Najstarszej prawnuczce", którą mi się bardzo fajnie czytało. No to w sumie tyle. Późno się zrobiło, więc czas iść wziąć prysznic i poczytać jeszcze trochę :)

2016

No to mamy nowy rok, choć jeszcze nie mam nowego kalendarza... Tak sobie przypominam, że 2015 rozpoczął się deszczem, bo w tym deszczu puszczaliśmy fajerwerki i wracaliśmy z Sylwestra. I przez cały rok z pogodą było coś nie tak, albo za gorąco albo za zimno jak na poszczególne miesiące, a do tego susza i wichury. 2016 rozpoczął się jak przystało na tę porę roku: mrozem i śniegiem. Mnóstwo dzieciaków wyległo na narty, sanki, ślizgacze i jabłuszka 1 stycznia, bo choć śniegu było niewiele, to na szczęście zima zaskoczyła drogowców, którzy nie zdążyli nic odgarnąć i posypać, więc można się było wyszaleć na białych, bocznych drogach. Teraz nadal mrozik trzyma, choć śniegu nie dosypało od pierwszego, a szkoda, bo przydałoby się więcej opadów, dużo więcej, przede wszystkim w górach, chociaż nie tylko. Ale bez paniki, dopiero 4 stycznia, dajmy zimie czas na rozkręcenie się :) Mam wrażenie, że to będzie dobry rok, taki normalny, z bardziej tradycyjną pogodą. Wszystkiego najlepszego!!!

Wesołych Świąt

Wesołych Świąt!!! Później nie będzie pewnie czasu na pisanie, więc zawczasu wolę złożyć życzenia. Od weekendu "ruszam z kopyta" ze sprzątaniem, pieczeniem i gotowaniem. No i z robieniem przedświątecznych zakupów. Niestety zapewne w marketach i galeriach napotkam dzikie tłumy, ale trudno, tym razem przyłączę się do tej ogólnej przedświątecznej histerii, bo nie mam nadal prezentów :( A zegar tyka: tyk, tyk i odlicza czas do świąt. Już wiadomo, że nie będą one białe, cóż, wyszło jak wyszło; dobrze, że chociaż wspomnienia ze świąt sprzed kilku i kilkunastu lat mam "śnieżne". Bo jak się tak zastanowię, to przypomina mi się, że śnieg był bodajże 15 lat temu i 10 lat temu... Ponoć był też 5 lat temu... Więc gdzie jest teraz? Zdaje się, że nie da się zastosować tu matematyki. Znajomi wybierają się w styczniu na narty do Austrii, wielką paczką. Cieszą się na piękne widoki, białe stoki, słońce. Tyle, że jak wczoraj sprawdzałam, to Austria straszy polami porośniętymi zeschłą t

Grudzień

Mogłabym zaśpiewać za Bingiem Crosby'm: I'm dreaming of a White Christmas Just like the ones I used to know Where the treetops glisten And children listen To hear sleigh bells in the snow... Tylko czy to coś da? Już nie pamiętam śnieżnego grudnia. Pamiętam za to ostatnie deszcze w Wigilię, a zaczęło się to od pewnej Wigilii około 9-10 lat temu, kiedy to była właśnie taka okropna, deszczowa pogoda. Dzień wcześniej zmokłam zresztą jak rzadko kiedy. Siedziałam wtedy po godzinach, a później jeszcze przed zamknięciem pobiegłam na pocztę wysłać arcy-pilną korespondencję. Wróciłam do domu kompletnie mokra... Niestety, ostatnimi czasy to styczeń i luty nadrabiają chłodem. Siedziałam sobie ostatnio trochę na portalach pogodowych i dowiedziałam się, że rozstrzelenie rekordów temperaturowych grudnia jest spore - od -30,3 stopni w 1961 r. do +19,5 w 1989 r. A zatem efekt cieplarniany to nie wymysł ostatnich 5 czy 10 lat. Swoją drogą ciekawe, czy w Paryżu coś konkretnego postanowią, czy

Quizwanie

Dwa tygodnie temu była u mnie siostra, która wieczorem wlepiała nos w komórkę i grała w quizwanie. Przy okazji rzucała mi od czasu do czasu jakieś pytanie. Skończyło się na tym, że siedziałyśmy do 1 w nocy przytulone przed jej komórką i rozwiązywałyśmy quizy... No a jak już sobie pojechała, zainstalowałam sobie gierkę na tablecie, no i teraz co wieczór zamiast z książką, siedzę nad pytaniami na tablecie. Niby prosta, banalna gra, a potrafi wciągnąć. Pocieszam się tym, że odświeżam wiedzę w wielu dziedzinach ;) Ostatni raz wciągnęła mnie tak kiedyś jeszcze banalniejsza gra: rośliny kontra zombi, albo na odwrót. Na szczęście takie "akcje" nie zdarzają mi się często, bo to większe pożeracze czasu niż seriale :)

Mirt na mirtowkach

Mirt to taki fajny krzaczek, z małymi ciemnozielonymi listkami i białymi kwiatkami. Stał w pokoju na oknie u mojej babci, która zawsze dbała o jego podlewanie, żeby nie usechł, bo była to zielona ozdoba koszyczka wielkanocnego (a w zasadzie koszyka, bo to na wsi było, a tam się nie patyczkują z ograniczeniami jadła) i świec czy gromnic noszonych z różnych okazji do kościoła. Polecam tą roślinkę nawet tym, którzy z kościołem nie mają wiele wspólnego, bo to naprawdę piękna ozdoba i nie tak oklepana jak juki i skrzydłokwiaty (doprawdy na wszystko jest moda, nawet na kwiaty doniczkowe). Jak podaje ciocia Wikipedia "Mirt jako roślina, która pięknie pachnie, ale nie ma wartości odżywczych, jest używany jako składnik lulawu (świątecznego bukietu) w trakcie obchodów żydowskiego święta Sukkot (Szałasów). Często stosuje się go też jako drzewka Bonsai. Jest też głównym składnikiem sardyńskiego likieru Mirto, spożywanego zazwyczaj po posiłku." No to taki wpis chciałam zamieścić, nawiązuj

Witam

Hip, hip, hura :) Założyłam bloga. Będę blogerką - zdecydowanie nie modową. Moda to nie moja bajka, przynajmniej nie ta w wydaniu blogerek :)